Bliżej Siebie

mgr Mariusz Krawczyk

mgr Mariusz Krawczyk

specjalista psychoterapii uzależnień

Witam w kolejnej próbie przybliżenia tematyki zdrowienia z uzależnień, jak już pisałem poprzednio oczekiwania, aby leczenie osoby uzależnionej było szybkie i skuteczne są raczej mało realne. Podoba mi się i bliskie jest mi podejście Anonimowych Alkoholików, którzy twierdzą, że trzeźwienie, zdrowienie z uzależnienia jest to praca na całe życie, polegająca na ZMIANIE, rozwoju, który nie ma końca. Zakończenie picia, podjęcie abstynencji jest tylko pierwszym jakże ważnym krokiem na tej długiej i trudnej drodze. Jak często twierdzą zdrowiejący „ile lat piłeś/ ćpałeś tyle przynajmniej potrzeba pracy nad sobą aby wytrzeźwieć“ i coś w tym jest.

Przyjmując jednak perspektywę terapeutyczną zdrowienie (w sensie przygotowania do życia w trzeźwości, wyposażenia w niezbędne narzędzia do tego aby móc powrócić do satysfakcjonującego życia bez alkoholu, odbudowy relacji, zainteresowań ale też radzenia sobie z utrzymaniem abstynencji) jest również procesem długotrwałym i taki program terapii przewidziany jest w ośrodku którym pracuję (Ośrodek Terapeutyczny „SZANSA” w Gorzowie Wlkp.) na około 24 miesiące.
W ramach tego artykułu skupię się na omówieniu faz charakterystycznych dla procesu powrotu do zdrowia z perspektywy terapeutycznej oraz z punktu widzenia i odczuwania samej osoby uzależnionej.

Powrót do zdrowia osoby uzależnionej musi zacząć się od zaprzestania picia albo zażywania, często jest to moment kryzysowy, przełomowy w życiu tej osoby. Anonimowi Alkoholicy nazywają ten moment osiągnięciem dna. I tutaj można wpaść w pierwszą pułapkę tzw. pijanego myślenia – uzależniony bez względu na to na jakim etapie się znajduje – czy pije za dużo w weekend, czy też pije codziennie stojąc pod sklepem, czy pije tylko winko czy denaturat, myśli: „nie jestem jeszcze na dnie” myśli tak ponieważ zawsze znajdzie gorszych od siebie – „ja jeszcze nie piję pod sklepem”; „ja jeszcze nie piję denaturatu”, „jeszcze nie byłem na odwyku” itd.itp.

Tak więc mówiąc o dotknięciu dna od którego może się odbić trzeba wziąć pod uwagę fakt, że dla każdego to dno może być inne, może mieć inny wymiar, każdy uzależniony ma swoje dno i dla jednego będzie to utrata dziecka odebranego przez Pomoc Społeczną, dla innego rozwód, utrata pracy, zdrowia – padaczka alkoholowa, marskość wątroby a jeszcze dla innego dnem będzie gdy dziecko mu powie ze smutkiem w oczach tato nie pij więcej, bo mi się nie chce żyć, jeszcze inny nie jest w stanie zatrzymać się przed niczym.

Zadaniem bliskich, terapeuty, psychologa jest to, aby możliwie najbardziej podnieść to dno od którego nasz uzależniony może się odbić, pokazać mu je ponieważ on sam nie jest w stanie go zobaczyć z wielu względów. Głównie w wyniku działania Psychologicznych Mechanizmów Uzależnienia a w szczególności Mechanizmu Iluzji i Zaprzeczeń o którym postaram się napisać w którymś z kolejnych artykułów.

Zmarły już niestety profesor Wiktor Osiatyński w jednym ze swoich wykładów o alkoholizmie porównywał osobę uzależnioną do pijanego idącego ulicą który wpada na latarnię i nabija sobie guza. Uzależniony nie zobaczy swego dna gdyż myśli, że nabił sobie tego guza dlatego, że tą latarnię ktoś mu przed nosem postawił a nie dlatego że pijany wpadł na latarnię. Natomiast bliscy osób uzależnionych mają często niesamowitą zdolność do tego aby biegać za nim i usuwać mu sprzed nosa latarnie.

Każda żona, która usprawiedliwia męża w pracy, że nie przyjdzie, bo jest chory nie pozwala mu zobaczyć dna usuwając mu latarnię. Ona się wstydzi kłamiąc szefowi, a on pije w najlepsze i nie ponosi żadnych konsekwencji… więc po co miałby przestawać pić, skoro wzmacniane jest jego iluzoryczne myślenie, że „nic takiego przecież się nie stało“, „jakoś tam będzie”, „wszystko się ułoży”.

Faza ODWROTU

Wracając do momentu dotknięcia dna, rozpoczęcia leczenia mamy do czynienia z pierwszą fazą zdrowienia, tzw fazą ODWROTU, która zazwyczaj trwa od momentu zaprzestania picia przez kilka dni u osób, które są we wczesnej fazie uzależnienia, nie wypijają dużych ilości alkoholu, nie piją ciągami lub ciągi są krótkie i mało destrukcyjne w związku z czym organizm nie jest mocno zatruty alkoholem i nasilenie objawów odstawienia nie jest duże. Może trwać oczywiście dłużej, do 14 dni, a nawet około miesiąca u osób po długich bardzo destrukcyjnych ciągach picia, których organizm jest mocno zatruty i wyniszczony piciem lub zażywaniem innych substancji.

Faza ta jest trudna zarówno z perspektywy pacjenta jak i z perspektywy terapeuty. Uzależnionemu jest ciężko nie tylko fizycznie ponieważ pojawiają się kłopoty medyczne, często trzeba się zmierzyć z całym wachlarzem objawów zespołu abstynencyjnego od bólów głowy, zawrotów głowy, rozbicia psychicznego, drżenia rąk, potów, wymiotów, biegunek itp. Poprzez nieprzyjemne stany psychiczne i emocjonalne – poczucie winy, obniżony nastrój, rozdrażnienie, stany depresyjne, stany ogólnego dojmującego poczucia dyskomfortu i cierpienia aż do intensywnych myśli i chęci powrotu do picia lub zażywania lub myśli samobójczych.

W opozycji do przeżywanych przykrych stanów organizm uzależnionego wie, bo wielokrotnie tego doświadczał, że tylko kolejna dawka alkoholu lub innego środka przyniesie mu szybką ulgę.

Tak więc z perspektywy pacjenta jest to niesamowicie trudna faza często kończąca się powrotem do picia. Natomiast z perspektywy terapeuty też nie jest łatwo gdyż poza oddziaływaniami medycznymi niewiele tak na prawdę można zrobić by pacjent doświadczył poprawy nastroju poza wsparciem i wczesną edukacją na poziomie podstawowych informacji i raczej mocno dyrektywnych oddziaływań. Czyli pić dużo wody, witamin, soków, wypełnić sobie czas, unikać jak ognia kolegów, sklepów, czasami zamknąć się w domu i przeczekać najtrudniejsze chwile, czasami pójść na oddział detoksykacyjny… mimo różnych oddziaływań i tak zagrożenie powrotu do picia jest duże ponieważ silne poczucie dyskomfortu i chęć ulgi przeważa nad intelektualnymi próbami wytłumaczenia sobie, że nie powinienem już pić.

Faza MIODOWA

Na szczęście ta faza trwa stosunkowo krótko a kolejna jest dużo bardziej przyjemna, przynajmniej dla samego pacjenta. FAZA MIODOWA, bo o niej teraz będzie mowa jest przeciwieństwem tego, czego do tej pory doświadczał uzależniony.

Mianowicie zaczyna on się czuć dobrze, wręcz wyśmienicie, mało tego jest już przekonany o tym, że nigdy w życiu nie ruszy alkoholu i sam głęboko w to wierzy. Dość świeżo pamięta konsekwencje ostatniego picia, dyskomfort, ból, cierpienie i nigdy w życiu nie chce już tego przeżywać. Zaczyna się starać, nadrabia zaległości z okresu picia i ma głębokie przekonanie, że żadne leczenie, mityngi nie są już mu do niczego potrzebne bo on już nie chce pić, tak postanowił, czuje to całym sobą. A terapeuci karzą mu się obserwować, doszukiwać się jakiś emocji, głodów… czegoś czego on nie ma… inni na grupie którzy chodzą już 5, 6…10 miesięcy mówią „na pewno masz, tylko nie umiesz ich rozpoznawać” lecz on nie wie o czym oni mówią, przecież czuję się tak wyśmienicie.

Fazę tą można porównać do okresu miesiąca miodowego po ślubie, kiedy to para młoda jest sobą zafascynowana, wyjeżdża w podróż poślubną, widzi w sobie nawzajem tylko same zalety… i niech spróbuje im ktoś powiedzieć, wytłumaczyć, że to zafascynowanie minie… nie da się… co bardziej doświadczone życiowo osoby z uśmiechem, tęsknotą, czasem politowaniem patrzą jak młodej parze jest wspaniale a potem na to, jak są zmuszeni zdjąć różowe okulary gdy w skrzynce pojawia się coraz więcej rachunków do opłacenia, gdy trzeba sprzątnąć skarpetki męża nagminnie zostawiane na środku dywanu i znosić widok żony w szlafroku i papilotach na 10 minut przed wyjściem do teatru… rzeczywistość bywa brutalna również dla osób uzależnionych.

Z perspektywy pacjenta jest to okres łatwy gdyż biochemia mózgu (zwiększone wydzielanie „hormonów szczęścia“) pomaga im czuć się lepiej, nawet euforycznie. Zazwyczaj ta faza trwa około 1 do 3 miesięcy i kończy się w 3 4 miesiącu abstynencji i to wtedy najczęściej dochodzi do powrotu do picia. Pracując z setkami pacjentów podczas pierwszej rozmowy standardem jest to, że słyszę: „ale ja nie mogę być alkoholikiem bo przecież ja potrafię nie pić“… gdy pytam jakie długie są okresy niepicia to czasami podają, że 3 do 14 dni czyli polegają gdzieś w trudnej fazie odwrotu. Najczęściej jednak słyszę, że „potrafię nie pić nawet 3, 4 miesiące“ ale rzadko dłużej. Większość osób uzależnionych potrafi nie pić 2,3,4 miesiące nawet bez żadnej pomocy czy terapii i nie jest to wielkim wyczynem, trudności pojawiają się bowiem później. Jak to mawiają a AA: „nie sztuką jest przestać pić bo wielokrotnie to robiliśmy… sztuką jest znowu nie zacząć.”

Z perspektywy terapeuty, psychologa faza miodowa jest niesamowicie trudna w kontekście dotarcia do pacjenta, dopasowania oddziaływań terapeutycznych aby przekonać go, że to wszystko co czuje tak silnie i realistycznie jest pewnego rodzaju iluzją. Przekonanie go do podjęcia działań, które maja mu służyć i których efekty będą widoczne w przyszłości graniczy niemal z cudem i wymaga od terapeuty dużego doświadczenia i wyważenia pomiędzy rozumieniem pacjenta a podejściem dyrektywnym, które nieco przymusi go do realizacji zaleceń, które na ten moment choć konieczne, wydają mu się niepotrzebne.

Chciałbym napisać również o przynajmniej kilku pułapkach jakie zastawia choroba w tej fazie, które z perspektywy terapeuty są groźne i należałoby starać się ich uniknąć.

Nadmierne angażowanie się w pracę.

Pierwsza to NADMIERNE ZAANGAŻOWANIE W PRACĘ – uzależniony, który przez swoje picie czy zażywanie narobił sobie często wielu zaległości w pracy zawodowej, w pracach i relacjach domowych, a jednocześnie zaczyna czuć się dobrze, wyśmienicie, nie myśli o piciu i chce to wszystko nadrobić. Pojawia mu się myślenie, że gdy zajmie się pracą, obowiązkami domowymi i innymi to mu pomoże nie myśleć o piciu i wszystko wróci do normy. Zapomina o tym, że próbował wielokrotnie uciec od nałogu, zapomnieć, odciąć się grubą kreską ale bezskutecznie bo to tak nie działa. Nie da się, żeby uzależniony w dłuższej perspektywie przestał myśleć o alkoholu więc właśnie powinien jak najszybciej, czyli w fazie miodowej nauczyć się zauważać, rozpoznawać różne myśli o alkoholu, nie bać się ich a zacząć sobie z nimi w sposób konstruktywny radzić.

Lecz będąc w fazie miodowej wydaje mu się, że żadnych myśli po prostu nie ma… nie ma nawet wtedy, gdy ogląda reklamę żubra czy też widzi na półce w żabce całą baterię alkoholi… ale on „nie myśli o alkoholu”… tak ma. Tak więc uzależniony powinien zacząć uczyć się obserwować siebie, skupiać na sobie, swoich myślach, odczuciach, reakcjach a ucieczka w pracę wcale temu nie sprzyja. Powiem więcej sprzyja jego uzależnieniu, bo co się dzieje gdy zaczyna pracować po 12-16 godzin… odwracając uwagę od problemu, utwierdza się w przekonaniu, że w ogóle nie myśli o alkoholu i problem jego uzależnienia przestał istnieć, więc po co skupiać się na sobie, doszukiwać jakiś myśli, głodów o których mówi terapeuta, po co w ogóle chodzić na terapię i “tracić cenny czas, w którym mógłby zrobić to czy tamto”.

Dodatkowo jeszcze nadmierne przepracowywanie powoduje zmęczenie, którego najpierw nie zauważa, potem bagatelizuje, później zamienia na złość i rozdrażnienie… trwa to zazwyczaj 2-3 miesiące aż do końca fazy miodowej. Gdy ona się kończy jest już gotowy do kolejnego picia gdyż nie nauczył się obserwować, nie zna sposobów radzenia sobie z myślami, emocjami, jest przemęczony, zły, wściekły, wszystko zaczyna go denerwować i jak tu znaleźć w tym ulgę. Skuteczny wydaje się tylko jeden sprawdzony sposób… tylko jedno piwko

Nadmierna pewność siebie.

Kolejna pułapka w zdrowieniu z uzależnienia na każdym etapie lecz na tym chyba w szczególności to NADMIERNA PEWNOŚĆ SIEBIE – główna cecha charakterystyczna fazy miodowej. Wtedy to właśnie mimo skromnej lub wręcz zerowej wiedzy i umiejętności na temat radzenia sobie z uzależnieniem sam uzależniony jest przeświadczony, że na pewno się nie napije, po prostu nie ma takiej opcji, mogę brać udział w imprezach z alkoholem, ba nawet polewać i nic mi to nie robi… “muszę kształtować swoją silną wolę bo przecież nie uniknę kontaktu z alkoholem”… wszystkie te przekonania, myśli, racjonalizacje służą tak na prawdę chorobie do zostawienia sobie furtek do picia.

Każdy uzależniony powinien się nauczyć, doświadczyć, że choroba tak właśnie działa, że w jednej chwili jestem przekonany, pewny, że się nie napiję a chwilę później mogę sięgnąć po alkohol i nie można tego przewidzieć kiedy się tak zadzieje.

Z perspektywy terapeutycznej to, do czego trzeba zmotywować, nakłonić czasami „zmusić“ pacjenta uzależnionego w tej fazie aby jego terapia przebiegała pomyślnie i aby mógł przygotować się do okresu kiedy zacznie się czuć znacznie gorzej to działania które na pewno nie są spektakularne, nie przynoszą oszałamiających efektów a wręcz przeciwnie są trudne dla niego, nużące i wydają się na tym etapie pacjentowi kompletnie zbędne, niepotrzebne, jakieś wymysły terapeutyczne.

Są to niezwykle proste do wykonania rzeczy jak np. systematyczne odżywianie się, uregulowanie snu, zdobywanie jak największej wiedzy na temat uzależnienia, aktywność fizyczna, spotykanie się z innymi osobami zdrowiejącymi np. w ramach mityngów AA, rozpoczęcie nauki racjonalnego planowania dnia z uwzględnieniem odpoczynku, czasu dla siebie, dla rodziny, rozwijania nowych zainteresowań lub powrotu do starych nie związanych z alkoholem itp.

Równie ważna na tym etapie jest nauka skwapliwej samoobserwacji oraz koncentracji na sobie, nauka rozpoznawania swoich stanów emocjonalnych i różnych przejawów głodu alkoholowego. Celem terapeutycznym jest wypracowanie jak największej ilości nowych zdrowych, konstruktywnych nawyków, co jest niesamowicie utrudnione ze względu na opisane wyżej uwarunkowania tej fazy zdrowienia. Przypomnę, że uzależniony subiektywnie czuje się dobrze, często niemal euforycznie a zmuszanie go do samoobserwacji, zauważania przykrych skądinąd stanów i konfrontowania się z nimi burzy ten jego błogi stan, który najlepiej żeby trwał wiecznie.

Tylko, że tak nie będzie a uzależniony nie bardzo chce się z tym skonfrontować i to przyjąć. Więc najczęściej terapeuci swoje a pacjent swoje i „przesypia“ okres miodowy tkwiąc w przekonaniu, że świetnie sobie radzi z niepiciem i ten cały terapeutyczny bełkot jest mu właściwie do niczego nie potrzebny.

Około trzeciego lub czwartego miesiąca abstynencji stan ten zaczyna się zmieniać. U niektórych powoli lecz systematycznie u innych bardziej gwałtownie się pogarsza. Zależność jest taka, że im bardziej udało się pacjentowi nie przespać fazy miodowej i zaangażować w swoje zdrowienie tym łatwiej mu jest w tej kolejnej fazie, którą nazywamy FAZĄ MURU… ale o tym i o kolejnych etapach zdrowienia osoby uzależnionej napiszę w następnym artykule do którego lektury serdecznie zapraszam… z życzeniami pogody ducha M.K.